W domu cisza.
Zawiozłam Mo do koleżanki. Samochodem. Trenuję z Mi, przełożyli mi egzamin na 14 lutego.
Człowiek to jednak istota symboliczna. Wystarczyło tylko wczoraj rozebrać choinkę i już czuć, że idzie wiosna. Ciepło. Wilgotno. Jasno.
Nareszcie odkopałam się ze światecznych esejów – wczoraj sprawdziłam ostatnią partię. Teraz trzy tygodnie spokoju. Wiosna. Prace ogrodowe.
W czwartek wieczorem ukradli mi mój rower 😦
Przypięłam pod pracą o dziewiątej rano, o ósmej wieczór już go nie było. Na szczęście nie elektryczny, ale dwa lata temu kosztował tysiąc euro. Zupełnie nie wiem jak teraz dopniemy cały plan z odwożeniem i przywożeniem Mo. No i boję się zostawiać teraz elektryka pod szkołą. Myślałam, że jest tam bezpiecznie, bo wiecznie kręcą się studenci. Wyszłam wieczorem z pracy i nie mogłam uwierzyć własnym oczom, im bardziej oglądałam to miejsce, tym bardziej go nie było, obeszłam barierki dookoła, przeszłam się jeszcze kawałek w dół i w górę ulicy, jakby złodziej mógł być tak głupi, żeby go gdzieś tam zostawić. Nieprzyjemne uczucie, trochę nierzeczywiste, przez chwilę nie możesz uwierzyć, że dzieje się to naprawdę.
Śni mi się teraz, że kradną mi walizy, jakieś rzeczy, ciągle biegam i czegoś szukam i nie mogę uwierzyć, że tego nie ma.
Będę musiała kupić nowy.
Następnego dnia kierowniczka pyta, czy bym nie podjęła się pełnienia obowiązków szefowej zespołu na dwa miesiące, za dodatkowe wynagrodzenie prawie dokładnie odpowiadające cenie roweru. Karma jednak dziwnie działa. Żmijessa jest bowiem na zwolnieniu z powodu migreny. Współczuję ludziom z migreną, ale jestem pewna, że Żmijessa coś knuje, już od dłuższego czasu wydaje się jakby nie e na, jakby jej za bardzo na tej pracy nie zależało. Od września pracuje tylko dwa dni w tygodniu, ze sztuczną emfazą perrorowala niedawno, jak to trudno znaleźć opiekę nad dziećmi w Irlandii, wobec czego musiała sobie wziąć urlop rodzicielski na trzy dni w tygodniu. Tereferekuku, jedzie mi tu czołg i tak dalej. Znam ją jak zły szeląg i intuicja mówi mi, że ma już coś innego na oku, tylko musi szybko skończyć doktorat, który zaczeła pięć lat temu. Właściwie siedem chyba. No i super, zawsze dobrze NIE mieć kogoś takiego w pracy, niż mieć. Choć zaczynam się obawiać, że w ciągu tych lat powoli powoli stała się moją ‘frenemy’, wrogiem-przyjacielem, nauczyłam się wymieniać słowa z nią słowa jak sztuczny miód, opowiadać głodne kawałki i nie poświęcać jej za dużo uwagi, bo z góry wiem jak się zachowa.
Muszę przywieźć Mo od koleżanki.