Nareszcie przestało padać

Słońce! Słońce! Wiosna! Ciepło!

Ja międlę dziś tematy w pozycji horyzontalnej, zostało mi jeszcze dokładnie 12 dni, czyli jeden weekend i dwa środki tygodnia. Mam uwiąd twórczy, ale coś tam skrobię. Jakbym pisała własną krwią. Jest ciężko. Jeszcze nic nie gotowe.

Mo w ogrodzie, huśtawka naprawiona wreszcie. Ogród nie przejmuje się brakiem dopieszczenia w tym roku, tylko rośnie i zarasta. Zajmę się nim za dwa tygodnie (kiedy już na wszystko będzie za późno, hehe). Takie studia to jednak poświęcenie.

W pracy dowiedzieli się w końcu, że rezygnuję z kierownikowania. To znaczy im powiedziałam. Trochę mi było smutno, bo jest parę fajnych rzeczy w tym co robię, szczególnie możliwość wstawiania się za studentami. No i dodatkowa kasa ;D Ale okazało się, że niepotrzebnie się tak zamartwiałam – kolega z pracy, który WIELOKROTNIE ZARZEKAŁ SIĘ, ŻE NIE CHCE BYĆ KIEROWNIKIEM, wziął i się zgodził. Trochę się uśmiecham pod wąsem z satysfakcją (wiedziałam, że zazdrości, mimo, że mówił, że absolutnie nie), a trochę naprawdę szczerze się cieszę, bo to jest bardzo dobra nowina dla nas wszystkich – kolega się zna na temacie i nadaje na owe stanowisko. Sama zasugerowałam głownej szefowej, żeby się go zapytała, mimo, że mówił, że ‘nigdy w życiu więcej’. To dobrze dla nas wszystkich, bo zaczynamy od wakacji poważny Urzędowy Proces, od którego zależy nasza praca na kolejne 5 lat, Proces wymaga Dokumentów, Załączników, Danych, Planów, Programów i Syllabusów i się cieszę, że to nie ja będę to wszystko produkować.

Mama wychodzi ze szpitala, złamanie kości biodrowej, operacja udana, ale kolejne trzy miesiące w domu na leżąco. Mam dużo szczęścia, że mam taką rodzinę, podziwiam, jak siostry i bracia się organizują, dzięki nim nie muszę się o nic martwić. Pewno będę musiała pojechać do mamy na trochę, posiedzieć i poopiekować się, bo będzie to wszystko dość upierdliwe (pieluchy, baseny, karmienie – wiadomo), będzie pielęgniarka na godziny, ale to za mało. Mama oscyluje od zupełnie trzeźwego rozumienia rzeczywistości (mamo, wiesz z kim rozmawiasz? – no pewno, czemu miałabym nie wiedzieć! – a wiesz, skąd dzwonię? – czemu tak się pytasz? z Irlandii, czy przyjechałaś do Polski?), po psychotyczne stany odlotu w alternatywną rzeczywistość (czemu mnie myją na dworze? powiedz im, że zimno! powiedz im, żeby mnie wypuścili, wykończyli już tu tych wszystkich ludzi! Nie pójdę na dół, tam są martwi ludzie!). Czeka ją trzy miesiące w pozycji leżącej, jak dobrze pójdzie, siostra się boi, że w nocy zapomni się, za szybko wstanie i cała operacja na nic, nigdy już nie będzie mogła chodzić.

Szukanie dziecka trochę odpuściłam, pozwolili nam pisać esej-refleksję ‘czego się nauczyłam w procesie szukania infanta’. Trochę już nie mam pomysłów, gdzie iść, większość community centre i baby joga w pobliżu obleciałam. Mówią, że mamy się przyzwyczajać, że taka frustracja będzie codziennością w naszej pracy, pacjenci będą się kręcili w kółko swoich obron, a my będziemy mogli tylko powoli, krok po kroku im towarzyszyć i mieć nadzieję na zmianę.

A zatem staram się mieć nadzieję.

Biegamy. Od dwóch tygodni próbujemy w miarę systematycznie, jest to dla mnie obecnie jedna z ważniejszych pozytywnych rzeczy.

Pachnie bez. Pachnie jabłonka.

Śpię bez problemów.

Leave a comment